Do Vivian podczas festiwalu Restaurant Week zajrzałem w sumie z czystego przypadku. Wszystkie miejscówki, które miałem wcześniej upatrzone były już niestety zarezerwowane. Z jednej strony trochę zniechęcało mnie położenie restauracji w galerii handlowej, a z drugiej pociągało mnie proste menu, które miało potencjał. Koniec końców Vivian wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie. A o tym, dlaczego, możecie przeczytać poniżej.
Świetny design, dużo przestrzeni
Wnętrze jest tym, co decyduje o przekroczeniu przeze mnie progu restauracji. A Vivian jest urządzone absolutnie w moim stylu. Barbara Połczyńska, która je zaprojektowała, idealnie wpisała się w mój gust. Miękkie i wygodne meble w stylu lounge w pastelowych barwach, świetnie komponują się z wszechobecnym drewnem. D tego piękne lampy, kafelkowane kolumny, wysmakowane i nienarzucające się dodatki oraz przede wszystkim zdjęcia Vivian Maier, przyciągające moją uwagę od samego początku. Na uwagę zasługuje również duża ilość przestrzeni, pozwalająca zachować w restauracji intymność. To, co również ogromnie przypadło mi do gustu to muzyka, podkreślająca atmosferę miejsca. Przy posiłkach towarzyszyła mi lounge'owa składanka Hotel Costes, idealnie dobrana do miejsca, jak i serwowanych potraw.
Przystawka
Prosta przystawka w postaci zielonych szparagów z truskawkami i jajkiem w koszulce to klasyka. Ale czyż takie lekkie i przyjemne połączenia nie są najlepsze? Poprawnie wykonane jajko z wypływającym żółtkiem pod naporem widelca cudownie rozlewało się po wytęsknionych już szparagach i truskawkach. Smak podkreślało palone masło, a posiłek wieńczyła parmezanowa bułeczka, którą można było zamoczyć w rozlanym na talerzu żółtku.
Dania główne
Skuszony egzotyczną nazwą ryby wybrałem molwę przyrządzoną metodą sous-vide. Lekka, przyjemna, z cudownie odchodzącymi blaszkami ryba przypominała mi poznanego niedawno dorsza skrei. Jej łagodny smak nie był w tym daniu niczym zakłócany. Purée ze szpinaku było równie łagodne, jak sama ryba, a dodatkowy element ekscytacji stanowiła czarna soczewica, na której molwa była podana. Danie proste, smaczne, nieprzegadane i pięknie podane.
Drugim daniem głównym była kaczka przyrządzona również wspomnianą metodą gotowania w próżni. Soczysta, z chrupiącą skórką i przede wszystkim różowiąca się na talerzu, piękna! Kaczkę podano w akompaniamencie purée z fioletowej marchwi o cudownym słodkim smaku, polentą i wybornym sosem z wina madera. Kompozycja, radosna, wiosenna i niezwykle apetyczna. Jedyną uwagę mam do samej polenty, której brakowało polotu. Zdecydowanie przydałoby się jej trochę więcej masła i parmezanu. Jednak sądzę, że miała ona nie zakłócać innych smaków dania i stanowić jedynie tło do głównej bohaterki - kaczki.
Deser
Czyli mój ulubiony punkt programu. Szef kuchni - Michał Szurmak i tutaj spisał się znakomicie. Delikatna pascha podana z domowymi lodami i sosem jeżynowym z przyjemnie chrupiącymi pesteczkami. Do tego dekoracja z bezy, ziemi czekoladowej i bratków stanowiła kropkę nad „i” pięknie podanego deseru.
Słowo na zakończenie
Po wizycie w Vivian wyszedłem bardzo zadowolony. Dania były lekkie i przyjemne, a zarazem zaskakująco sycące i pyszne. Wspaniała obsługa kelnerska również zasługuje na duży plus. W Vivian spodobał mi się fakt, że stoi ona w opozycji do wszechobecnych w galerii fast foodów, prowadząc kuchnię na poziomie. Degustacja menu festiwalowego zdecydowanie zachęciła mnie, by powrócić, a więc spełniła najważniejszą swoją funkcję.